niedziela, 29 września 2013

R.23-"Fujara"

Na początek chcę tylko podkreślić fakt, że miałam cały rozdział napisany, ale mi się nie podobał i go najzwyczajniej skasowałam >.<
_____________________________________--
Mój telefon ponownie zadzwonił.
-Halooooooooo
-Alex, otwórz mi bramę z łaski swojej - to był głos Harrego.
-Jak to... otwórz bramę? Jaką bramę?
-No od domu bramę, a jaką?
-No... no dobrze - odparłam i się rozłączyłam.
-Naprawdę ani chwili spokoju - burknęłam i poszłam pod bramę. Zobaczyłam tam nie, nie tylko jego samochód, ale 3 samochody.
-nie ma to jak się wpierdolić do czyjegoś domu - mruknęłam i otworzyłam bramę. Jak to ja, fujara średniowiecza oczywiście musiałam zrobić coś nie tak. już otwierałam bramę, kiedy ta się odbiła i pręt trafił mnie w głowę, a bardziej szczegółowo w skroń. Zachwiałam się, a pasażerowie wytrzeszczyli na mnie oczy jakby nie wiadomo co się stało. Miałam mroczki przed oczami i czułam, jak coś mi cieknie po poliku. Perrie szybko wysiadła z auta i podbiegła do mnie.
-Co się stało, czemu nie jedziecie? Leci mi krew ? - pytałam gorączkowo.
-Nie, niee - dopowiedziała trzymając mi rękę na skroni i w pewnym momencie zobaczyłam, że cała jej dłoń jest w krwi O.o
-Słabo mi - odparłam tak samo jak się czułam (słabo ;c).
-Zaraz ci to opatrzę - powiedziała, kiedy wchodziłyśmy do domu.
-Ty patrz... tu murzynka... gruba murzynka - zachichotałam, a ta spojrzała się na mnie jak na debila.
-Jaka murzynka?
-No tam.. była... na serio ona tam stała no! - zaczęłam wymachiwać palcem w stronę drzwi, gdzie rzeczywiście widziałam murzynkę. Per nic nie odpowiedziała, tylko zaczęła coś mi robic przy tej ranie.
-Nic Ci nie jest?!- zawołał Harry wchodząc z impetem do domu.
-Nie- odparłam z dziwną miną, bo za nim wszedł Zayn, Liam i ... Niall T.T
-Fujaro- odgryzł się mój braciszek i walnął się na kanapę.
-Co was tu sprowadza?- zapytałam przelatując po wszystkich wzrokiem, oczywiście omijając JEGO.
Następnie chłopcy coś do mnie mówili, ale się zamyśliłam o klockach lego, bo one rzeczywiście są interesujące. Taki kolorowe, cieszą oko i umysł, a poza tym majonez nie jest dobry :/
-Yyy.. Alex? - ktoś zaczął mi chaotycznie wymachiwać dłonią przed twarzą i jakby "powróciłam" do świata. To był Louis.
-Co.. co ? - zapytałam "krzycząc szeptem".
-Wszystko w porządku? - zapytał ktoś z tłumu, albowiem było tam jedenaście osób.
-Myślałam o majonezie i klockach lego- odpowiedziałam zamyślonym tonem. Wszyscy spojrzeli na mnie
dziwnie, jakby doprawdy już nie można było sobie myśleć na takie tematy ;c
-My tutaj żebyś się pogodziła z Niallem i nami... - znowu ten głos... A zupełnie nie wiem kto to mówi.
-A Niall tu jest? - zapytałam patrząc się martwo w doniczkę. Co się ze mną dzieje?!
-Oczywiście że tak- prychnęła El, a ja miałam ochotę jej tą pieprzona doniczkę walnąć na głowę.
-Możemy pogadać w cztery oczy? - zapytał Niall. Tak, ten głos poznaję. Mój Nialler C:
-W sześć, bo przy koniu - odparłam wstając, ale wszyscy stali w osłupieniu. -Co?
-Jakim koniu ?
-No koniu - warknęłam i poszłam do stadniny., a za mną Niall.
-Piękny, nie? - zapytałam z błyskiem w oku widząc konia.
-Chcesz tu mieszkać?
-Zobaczę... Dom jest duży, a ja nie chcę już wam pokoju zajmować. Może jak Kate wróci ze szpitala, to zamieszkam z nią i Harrym tutaj, choć nie wiem czy będą chcieli. - odparłam i poczułam się tam, jakby już nikt mnie nie chciał :C - Wolę sama ze zwierzętami, bo widzisz... zwierzęta są niezwykłe
-Alex... przepraszam Cię. Ja na prawdę nie chciałem...
-Nie chciałeś mówić że chcesz mieć dziecko ze mną, czy nie chciałeś być ze mną - zapytałam okrutnie.
-I to i to - odpowiedział, ale niestety tylko w moich myślach... Niestety?
-Nie chciałem tak zareagować- odpowiedział tak szczerym głosem, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam.
-To co teraz? - zapytałam głaszcząc konia po szyi.
-Jak to co? Będzie wszystko jak dawniej - uśmiechnął się, ale mi nie było ani trochę do śmiechu, nawet do grymasu przypominającego uśmiech. Jestem w sytuacji bez wyjścia... on mnie tyle razu zranił, ale kocham go :C Tak, kocham go najbardziej na świecie.
-To koniec - odparłam z bólem na sercu, a po jego minie można był wnioskować, że zupełnie się tego nie spodziewał. Wsiadłam na konia i "bodźgłam go w bok". Już galopuję po polu. już jestem sama. I z mojej własnej woli tak właśnie jest. I znowu to wszystko działo się tylko w moim mózgu, bo nie wiem zupełnie co odpowiedzieć. Po prostu wyszłam ze stadniny. Nie, nie szybko, tylko po woli. Ten chód kojarzy mi się z samobójcą. Taki obojętny, jakby już było mi zupełnie obojętne czy umrę czy nie. Weszłam do salonu, gdzie każdy chyba na to czekał, żebym weszła.
-I co? - zapytał Zayn.
-Pierdole to - odparłam półgłosem i weszłam do łazienki.
-Nie mogę się ciąć... tną się tylko dzieciaki...
-Albo ludzie, których naprawdę coś boli - odpowiedział głos w mojej głowie. Ja już słyszę głosyy...
-Ja wariuję?
-Możliwe Alex, ale to nie ma znaczenia, bo tak naprawdę wszyscy są zwariowani, być może tylko niektórzy nie - zachichotałam dziwnie.
-ALEEEEX ! WSZYSTKO W PORZĄDKU? - Harry zaczął mi się dobijać do łazienki, oczywiście nie zamknęłam drzwi, od razu to wyczuł i po prostu wbił.
-Ja już nie chcę - odparłam opierając brodę na sedesie.
-Czego?
-Wszystkiego Harry, kocham Nialla, ale to przez niego ciągle cierpię...Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości. Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, ni­komu służyć, ni­komu po­magać. Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie. 
-W takim razie pokochaj na nowo
-Gdyby to było takie proste bym to zrobiła od razu, ale czy takie jest?
-Nie wiem
-Ja właśnie też
-Pogadam z nim
-Jak chcesz, ale nie sądzę aby to pomogło, bo teraz cała wina i tak na mnie leży - zauważyłam, że kiedy chce ci się płakać, ale jeszcze nie upuściłaś kropli łez powstają wtedy małe jeziorka. Harry wstał i wyszedł z łazienki.
-To koniec - wyszeptałam i jedna łza mi zsunęła się na usta.
__________________________________________
Taki troszeczkę smutny :/ To z brama i murzynką, to historia z życia wzięta ;-; Sorki, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale po prostu nie miałam weny :33 Ale teraz już mam *O* /MrsHoranowaxd

czwartek, 5 września 2013

R.22-"Spadek"

Czekałam niepewnie na odpowiedź. Jej nie było... Niall aż usiadł na krzesełko, a z jego miny trudno było osądzić czy się cieszy czy jest zszokowany. Dziewczyny miały lekko rozchylone usta, a chłopcy pozostali z kamienną twarzą. Moje oczy stały się zapełnione łzami. Mrugnęłam i obie ciężkie krople spłynęły po moich policzkach. Odwróciłam się i groźnym krokiem zniknęłam za korytarzem. Oparłam się bezradnie o ścianę.
-Skąd miałam wiedzieć, że tak was to zszokuje... a zwłaszcza Ciebie Niall - wyszeptałam wycierając wilgotną twarz. Nagle jakby coś we mnie wstąpiło. Ruszyłam do wyjścia ze szpitala. Ludzie, których mijałam niepewnie się mi przyglądali. Wręcz unikali mnie wzrokiem. Wyszłam z budynku i od razu musiałam zamknąć oczy, bo momentalnie coś zaczęło mnie po nich razić. Tłum reporterów zaczął mi agresywnie cykać zdjęcia. jeden drugiego przekrzykiwał i popychał., na końcu tłumu stał jakiś otyły mężczyzna, lekko siwy z miłym wyrazem twarzy. od razu spostrzegłam się, że czegoś ode mnie chce, bo wręcz pokazał mi to wzrokiem. Spojrzałam na niego pytająco.
-Alex Styles?- zapytał miłym głosem. Pokiwałam twierdząco głową. -Ma pani spadek do odebrania. To jest...- tu zajrzał do notesu który trzymał w lewej dłoni. - Dom i pieniądze - powiedział, a mnie zupełnie zszokowało.
-Po kim ten spadek?
-Po świętej pamięci pani Sophie Styles- odparł, a pode mną aż się nogi ugięły.
-Babcia? - zapytałam retorycznie półgłosem.
-Tak... Proszę, aby pani pojechała ze mną, obejrzeć posesję i jeszcze jedną rzecz - urwał tajemniczo i wsiadł do czarnego samochodu, którego kompletnie nie zauważyłam. Wsiadłam na miejsce pasażera. Samochód był nawet duży, fotele ze skóry.
-Co to za jeszcze jedna rzecz do obejrzenia? - zapytała, kiedy dojechaliśmy na podjazd. Dom był bardzo duży, a co najlepsze zupełnie poza miastem.
-Zobaczy pani w swoim czasie - odparł spokojnie, a ja zamilkłam. Weszliśmy do domu. W środku wydawał się o wiele bardziej pojemny niż na zewnątrz. Czyli jednym słowem ogromnaśny :3
-Około 10 hektarów pola, jeziorko, kawałek lasu i jeden podopieczny- spojrzałam w jego podejrzane oczy.
-Za mną- oznajmił i wyszedł od kuchni na podwórko. A tam? Zobaczyłam pięknego karego konia przywiązanego do drzewa.
-To ten podopieczny ? Osiodłany? - posypały się u mnie rzeki pytań. Miliony razy byłam w tym domu, ale nigdy nie trzymała tu nic więcej żywego, oprócz psa.
-Podobno osiodłany, ale bardzo narowisty. Teraz proszę pani... przed panią stoi wyzwanie, czy szukać kupca, czy zostaje pani w tym domu...
Dobra... teraz stężenie umysłów... nie no co ja się zastanawiaaaam ?!
-Zostaję ! - prawie krzyknęłam, a pulchny mężczyzna jeszcze szerzej się uśmiechnął.
-A ile pieniędzy odziedziczyłam?
-Dwadzieścia milionów
-To nieźle babcia miała upchane w skarpecie - zażartowałam, ale nie wiem jak mi się to udało, bo z minutę na minutę stałam się milionerką.
-To ja wszytko załatwię, pieniądze niebawem wpłyną na pani konto
-To ja nic nie muszę podpisywać? - zdziwiłam się, bo to troszkę bardzo dziwne.
-Papierkową robotę załatwimy jutro. To może pani już się tu sprowadzać - oznajmił i po prostu sobie poszedł. od razu aż podbiegłam do konia. Był lekko zaniedbany, ale nie dziki.
-Zaraz sprawdzimy czy jesteś narowisty - powiedziałam pod nosem i poszłam do stajni, gdzie były jeszcze trzy wolne boksy.
-Dokupię mu kolegów i koleżanki - szepnęłam pod nosem chwytając jakieś siodło. podeszłam do konia i mu zapięłam siodło.
-Jakie szczęście, że kiedyś trenowałam jazdę konną - mruknęłam pod nosem i wsiadłam na konia, który ani trochę nie był narowisty. Nagle koń stanął dęba i mnie zrzucił.
-osz tyyyy
Spróbowałam po raz drugi, to samo, tylko z tą różnicą, że koń stanął tuż przy wsiadaniu.
-Posłuchaj... musimy współpracować inaczej nic nie zdziałamy - powiedziałam patrząc się mu prosto w oczy. Były smutne. Tego właśnie nienawidzę w koniach. Oczu. przez to stają się takie samotne i opuszczone. Jakby konie były przystosowane do bólu jaki zadają im ludzie. jakby ich nic nie obchodziło. Wpatrywaliśmy się w siebie. Nagle koń parsknął, a ja to odebrałam trochę jakby "Dobra zaufałem Ci spróbuj wsiąść". I wsiadłam. Koń okazał się bardzo przyjazny, tylko troszkę rozdrażniony brakiem właściciela. Tylko nikt nie wie gdzie ja jestem. Zsiadłam z konia i wzięłam go na uzdę. Troszkę pobiegał w kółko. Kocham zwierzęta. one kochają szczerze, nie kłamią. nie potrafią kłamać. To jedyne istoty, które można obdarzyć stu procentowym zaufaniem. Odstawiłam go na pastwisko. Postanowiłam się przejść nad ten cały "lasek" i "jeziorko". Wszędzie było pełno pola, żyta. Zobaczyłam po lewej stronie kawałek lasu. poczułam wibracje w prawej kieszeni.
-Alex gdzie ty jesteś! - zaczął krzyczeć mój braciszek do słuchawki.
-W raju - odpowiedziałam coraz bardziej zbliżając się do lasku.
-A bardziej szczegółowo?
-Dowiesz się w swoim czasie - odparłam wchodząc do lasku. Był na lekkiej górce, a trochę niżej? piękne jeziorko, z pomościkiem i wszystkim tak jak należy. Z wrażenia upuściłam aż telefon, do którego głosił mi kazanie Harry.
-Jesteś tam ? -przystawiłam z powrotem telefon do ucha.
-Jestem... - odparłam patrząc się na MOJE  jeziorko :D
-Co się z Tobą dzieje ?! Ty na prawdę jesteś w ciąży?
-Nie kurwa udaję - odwarknęłam sarkastycznie - jutro się od was wyprowadzam
-A gdzie będziesz mieszkała?
-Znalazłam coś - odparłam i się rozłączyłam. Usiadłam na pomoście.
-Zaadoptuję pełno zwierząt... - wyszeptałam samotnie siedząc na pomoście...
______________________________________
:DDDDD dobra ja już nic nie piszę xD Tylko komentujcie bardzo proszę :3