-Święta - prychnęłam i kopnęłam z całej siły w nogę od fortepianu. Gdzie są ci wszyscy przyjaciele?
-W domu kurwa - warknęłam sama do siebie i powędrowałam w ulubiony zakątek domu Zayna, czyli do zakątku alkoholowego. Przejechałam palcami po całej wystawie różnych alkoholi ... Whisky, Koniak, Wino, czysta, jakieś coś kolorowe, drugie coś kolorowe... wino słodkie. Chwyciłam butelkę, potem kieliszek specjalnie do czerwonego wina i korkociąg. postawiłam z trzaskiem aż kot podskoczył, na stole.
-Nie na ja po prostu muszę się upić - stwierdziłam odkorkowując wino. Coś "pękło" i z zielono-czarnej butelki wydobył się cudowny zapach i lekki dymek. Nalałam czerwono-krwistego płynu do kieliszka. Podparłam się łokciem o blat stołu i sączyłam wino.
-Wesołych Świąt Alex - wypowiedziałam to między drugim, a trzecim łykiem. - Forever alone - prychnęłam. nim się obejrzałam cała butelka już była opróżniona.
-To najlepsze Święta w moim życiu... KURWA NO !! - wrzasnęłam na cały dom, ale niestety mogłam tylko ja to słyszeć. Nikt mnie nie słyszy. Całe te dwa dni spędziłam na piciu wina i myślenie nad tym, jakie to moje życie jest bez sensu. Jest godzina 14. Zaraz Kate powinna wrócić. Znowu siedzę przed winem. Już jestem kompletnie pijana. Nagle usłyszałam trzask w drzwiach i momentalnie moje oczy skierowały się na Kate. Szczęśliwą Kate. Kate, która się niczym nie przejmuje. Powędrowałam do niej chwiejącym krokiem.
-Kate ja już nie wytrzymam, ja nie dam rady - wychlipiałam podpierając się rękami o jej ramiona. po chwili położyłam się na kanapie.
-Chłopcy dzwonili i wrócą 9 stycznia, a nie 10 - tylko to powiedziała i usiadła koło mnie przekładając sobie moje nogi na swoje kolana.
*sylwester*
-Kate ja nigdzie nie idę ! NIE MAM ANI OCHOTY ANI HUMORU!
-ALE MUSISZ GDZIEŚ WYJŚĆ!
-ZA 9 DNI ONI PRZYJEŻDŻAJĄ! WTEDY WYJDĘ!
-SYLWESTER JEST JEDEN NA ROK, MUSISZ WYJŚĆ!
-ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA TEŻ SĄ JEDNE W ROKU, BYŁAM W TEDY SAMA, TERAZ TEŻ MOGĘ!
-No proszę...nie chcę tam iść sama - jej głos przemienił się w głos potulnego baranka.
-Nie idź... i tak nie możesz pić - odpowiedziałam przyszłej matce, która ma urodzić w Kwietniu.
-No dobra... zostaję, ale robię to tylko i wyłącznie dla ciebie! Doceń to - powiedziała oddalając się do kuchni.
-Doceniam - prychnęłam i usiadłam na kanapie włączając tv. Jest 22, zaraz powinno być coś w telewizji na przywitanie nowego roku. Już teraz słyszę fajerwerki, co dopiero będzie o północy? Przecież nasz kot osiwieje ze strachu. Jakoś to będzie...
*8 stycznia*
Jutro chłopcy wracają!!! Uściskam wszystkich... Ale co z Niallem? Przecież mnie zdradził. Trzymał za rękę tą... już się nie wyrażę. Zupełnie po pijaku oboje chyba wiadomo, co się potem działo :c Jest godzina 23. Nie chce mi się wcale spać. Z podekscytowania i z nerwów. Przesiedziałam na łóżku całą noc. Bez zmrużenia oka. Jest 7... Pobiegłam wręcz do pokoju Kate i rzuciłam się, aby ją obudzić.
-KATE KATE KATE WSTAWAJ WSTAWAJ WSTAWAJ! - zaczęłam jej skakać po łóżku jak wariatka.
-Daj mi 10 minut - podskoczyła i pobiegła do łazienki , a ja dumna z siebie poszłam do kuchni.
-Jestem - odpowiedziała wbiegając do kuchni. Porwała dwie kanapki, które ja przygotowałam i usiadła na kanapie.
-A ty dzie?! przecież jedziemy po chłopaków!
-Ale oni dopiero o 15 mają powrotny, a jest 7
-Ja jadę teraz - oznajmiłam pewnie. Będę tam siedzieć do skutku.
-Dobra to ja też jadę, bo nie mam zamiaru się tłuc autobusem
-To zbieraj się, bo ja już gotowa jestem
-No ja też - odpowiedziałam i chwyciłam kluczyki od auta. Wsiadłyśmy i dojechałyśmy pod lotnisko. oczywiście ja prowadziłam, bo Kate ma już ogromny brzuch. usiadłam na krzesełku, Kate obok mnie i tak siedziałyśmy. Ja siedziałam z łokciami na udach, twarz schowana w dłoniach, ona spokojnie, nawet nie mogła do takiej pozycji jak ja dość, bo przecież ciąża.
-Chcesz kawy ? - zapytała około 10, pokiwałam twierdząco głową, a Kate zniknęła w kolejce w kawiarence. Po chwili przyszła z dwoma kawami w ręce, oczywiście dla mnie latte. Od zawsze piję latte. To wręcz tradycja.
-Jak zawsze latte - powiedziałam z uśmiechem zaciągając się zapachem świeżej kawy. Tak przesiedziałyśmy do 14. Ja twarz w dłoniach, Kate jak przyzwoity człowiek. 14:05... co chwilę spoglądałam na zegarek, a wskazówki jak na złość przesuwały się bardzo wolno, prawie stały. Nagle głos.
-Samolot z Rjuken (Norwegia) przyleci za pół godziny
-Kate... Kate! - poszarpałam ją, bo biedaczyna przysnęła. Kiedy tylko rozchyliła powieki zaczęłam jej się pytać prawie wrzeszcząc, skąd chłopcy przykatują.
-Z New York'u - odpowiedziała i dalej przymknęła oczy. Wymruczałam coś w stylu " To szkoda" i dalej schowałam twarz w dłoniach. To był takie okropne. Czekanie... Znowu ten sam głos :
-Samolot z New York'u przyleci za 20 minut - ja aż podskoczyłam ze szczęścia. Jest... 14:50. Wstałam i przeszłam się nerwowo w okół wnętrza lotniska. 15:05. Zaraz przylatują... Usiadłam z powrotem na krześle znowu z dłońmi na twarzy. Ludzie pewnie myśleli, że się naćpałam. Siedziałam tak parę godzin, co pewnie w ich świecie błogiego spokoju i szczęśliwości tak nie można. Nagle usłyszałam lekki pisk Kate i że wstała szybko z krzesełka. Podniosłam wzrok i moim oczom ukazała się piątka chłopaków. Harry już trzymał w ramionach Kate. Ja... Ja się nie ruszyłam ani na milimetr, tylko z powrotem schowałam twarz w dłoniach, jakby się nic nie zmieniło. A przecież na ten moment czekałam pół roku. Niall przyciąga mnie jak magnes. Najwyraźniej się tego nie spodziewał, mojej reakcji, bo stał jak wryty.
- Ona bardzo to przeżyła - wyjaśniła Kate z bólem w głosie. Teraz zrobiłam coś, czego się w życiu po sobie się nie spodziewałam. Po prostu sobie wyszłam z lotniska i skierowałam krok na jezdnię. Tak, to było bardzo mądre, tym bardziej, że wprost na mnie jechał samochód.
-Nie chcę tak skończyć - powiedziałam sama do siebie i pozostałam tak na ulicy bez ruchu. Chciałam się ruszyć, ale nie mogłam, nie miałam siły, tak jakby wszystkie mięśnie chciały pozostać na miejscu, a mózg dawno uciekł.
-Nieeee ! - krzyknął Niall, a ja spojrzałam w jego stronę i się lekko uśmiechnęłam.
Jechał wprost na mnie, ale niestety się zatrzymał może z 5 centymetrów ode mnie z głośnym piskiem opon. Totalny szok mnie dopadł, bo przecież omal nie zginęłam. Stałam tam nadal i nawet nie słyszałam tego gwaru obok mnie, krzyku kierowcy, moich przyjaciół. Byłam sama, nareszcie. Szczęśliwa. Stałam i się trzęsłam. Aż dygotałam całym ciałem.
-Ufałam ci Niall - wypowiedziałam cichutko i zamknęłam oczy osuwając się na jezdnię.
________________________________
Trochę smutny, ale jest ;DD Mam nadzieję, że się podoba. Mi się osobiście najbardziej podoba fragment od :
-ona bardzo to przeżyła - do końca ;DD muszę przyznać, że całkiem mi ta końcówka wyszła :DD
:) WoW, :O Przepiękne. :) Dawaj dalej. :**
OdpowiedzUsuńKOCHAM !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! NASTĘPNY PROSZĘ <333333
OdpowiedzUsuńLovciam
OdpowiedzUsuńOjej;-; Zeczywiscie smutny rozdzial, ale świetny. No tak szybko dodać roździał to szok ;))
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny, pozdrawiam i życzę dużo weny :3
P.S. Przepraszam za brak pl. znakow, ale jestem na tel.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Czekam na następnego <3
OdpowiedzUsuń